Porażka z Włochami. Mecz, który wywołał burzę

0
PAP/Leszek Szymañski
PAP/Leszek Szymañski

Reprezentacja Polski przegrała wyjazdowy mecz Ligi Narodów z Włochami 2:0. Polacy w tym spotkaniu nie grali w piłkę. Biegali za rywalami, często wolniej o dwa tempa. Próbowali przeszkadzać, jednak często wychodziło to nie najlepiej. Polska według statystyk oddała dwa niecelne strzały, które nie zapadły w pamięć. Mecz kończyliśmy w osłabieniu, choć wyglądało jakbyśmy tak grali przez pełne 90 minut.

Włoska robota

To nie jest wcale tak, że Polacy dostali lekcję futbolu od rezerw przeciętnego zespołu. Owszem, w kadrze Włochów na to spotkanie brakowało kilku czołowych postaci. Braki były niemal w każdej formacji ze środkiem obrony na czele. Jednak potencjał ludzki Italii powoduje, że zastępcy piłkarzy pierwszego składu wcale nie odstawali umiejętnościami od swoich nieobecnych kolegów. Co więcej, można było przypuszczać, że grający wczoraj zawodnicy będą chcieli pokazać się z jak najlepszej strony i powalczyć o skład w kolejnych meczach.

Włosi byli lepsi w każdym elemencie gry. Popisowo wręcz poruszał się Lorenzo Insigne, w środku pola Locatelli i Jorginho – a przede wszystkim Barella – nie dali szans rozwinąć skrzydeł Polakom. W defensywie bezbłędny duet stoperów Bastoni – Acerbi, który miał popełnić jakiś błąd i dać nam szansę na zdobycie bramki. Jednak takich błędów ani środkowi obrońcy, ani reszta zespołu włoskiego nie popełniła.

Wynik 2:0 można uznać za najniższy wymiar kary i jeśli mielibyśmy mówić o niesprawiedliwym wyniku, to więcej powodów do narzekań mają gospodarze tego spotkania. Włochom należał się na pewno jeszcze jeden rzut karny za zagranie ręką Jana Bednarka. Sędzia wybroniłby się również z podyktowania „jedenastki” po ręce Grzegorza Krychowiaka. Włosi wczoraj zagrali tak, że problemy mogłyby mieć zespoły o wiele mocniejsze od Reprezentacji Polski. Kadra Manciniego nawet bez Manciniego na ławce jest obecnie jednym z faworytów do triumfu w Lidze Narodów i na przyszłorocznym Euro.

Z ziemi włoskiej do… przeciętności

Ostatnie spotkania kadry Jerzego Brzęczka rozbudziły nadzieje w narodzie. Krytyka trenera trochę ucichła, a wyniki były obiecujące. Jednak porażka z Włochami szybko obnażyła, że wygrane z Finlandią, Bośnią i Hercegowiną czy – bardzo fartowna – z Ukrainą to jednak na ten moment szczyt możliwości Biało-czerwonych. Włosi, z którymi u siebie remisowaliśmy kilka tygodni temu, mogą mówić o zaliczonej w Polsce wpadce. My natomiast tamten mecz musimy rozpatrywać w kategorii sukcesu.

Silniejszy rywal zweryfikował wprowadzaną śmiało do drużyny młodzież, ale też obnażył największy ból Reprezentacji Polski dowodzonej przez Jerzego Brzęczka. Kadra zwyczajnie nie ma pomysłu, nie ma swojego stylu i bazuje często na przebłyskach pojedynczych graczy. Takie chwile polotu mogą pozwolić by ograć Finlandię, gdzie czarował Grosicki, czy by wyszarpać dobry wynik z Ukrainą po błędach rywali. Jednak przy zorganizowanych w defensywie i aktywnych w ataku Włochach nie było szans na równą walkę.

Idealnym podsumowaniem drogi jaką przebyła kadra w ostatnich miesiącach był występ Jacka Góralskiego. „Przecinak” i „walczak” w ostatnich tygodniach był częściej postrzegany jako „Pan piłkarz”, który może dać coś więcej niż wejście wślizgiem. W poprzednich meczach zwracano uwagę, że Góralski w niektórych momentach był najbardziej kreatywnym graczem na boisku. I kadra również stopniowo budowała swoją pozycję – przede wszystkim wynikami, choć o zalążkach stylu także można było marzyć. Wczoraj jednak oba te wizerunki legły w gruzach. Kadra wyglądała jak grupa zagubionych we mgle, a Góralski wchodząc na plac w drugiej połowie wyleciał z boiska po 31 minutach gry. I stało się to tak późno tylko dlatego, że wcześniej sędzia go oszczędził. Bowiem już przy pierwszej kartce Góralski powinien pożegnać się z murawą.

Chciał podostrzyć, chciał dać impuls i za to nie można go krytykować – to i tak było więcej niż kadra pokazała w całej pierwszej połowie. Jednak faul z 62. minuty meczu to piłkarski kryminał. Z tego meczu to jednak „Góral” zostanie zapamiętany jako najbardziej aktywny polski zawodnik środka pola. Słabo kolejny raz zagrał Krychowiak. Sprokurował karnego, mógł drugiego i był nieporadny w odbiorze. W ataku także nic nie dał. Zawiódł Moder, niewidoczni byli Linetty i grający w drugiej połowie Zieliński.

Tak naprawdę po tym meczu jest tylko jeden pozytyw dla Biało-czerwonych. Polska nadal bramkarzami stoi, a Wojciech Szczęsny to bez wątpienia europejski TOP. Gdyby nie zawodnik Juventusu wczoraj mogło być znacznie gorzej jeśli chodzi o końcowy wynik.

Wymowna cisza Lewandowskiego

O tym, że mecz w naszym wykonaniu był słaby nie trzeba nikogo przekonywać. Jeśli jednak ktoś myślał, że po ostatnich zwycięstwach atmosfera w kadrze jest wybitna i trener zyskał szacunek szatni… to wczoraj wyszło jak bardzo się mylił. „Osiem sekund, które przejdą do historii polskiego futbolu” – tak milczenie Roberta Lewandowskiego ocenił na Twitterze Marek Szkolnikowski, dyrektor TVP Sport. Te osiem sekund ciszy pojawiło się w pomeczowej rozmowie „Lewego” z Jackiem Kurowskim gdy ten drugi zapytał o przedmeczowe założenia i taktykę. Czy można było dosadniej wyrazić ocenę merytorycznego przygotowania kadry do meczu?

Internet od razu eksplodował i postawa kapitana Reprezentacji Polski została oceniona jednoznacznie. To milczący, acz bardzo głośno wyrażony w swym przekazie, sprzeciw temu gdzie zmierza drużyna narodowa.

I być może prezes Zbigniew Boniek, selekcjoner Jerzy Brzęczek a także sam Robert Lewandowski ostatecznie stwierdzą, że to ogólnonarodowa nadinterpretacja. Jednak nastroje ewidentnie są niezbyt dobre. Wszystko przez 90 minut „gry” z Włochami, i 8 sekund ciszy po meczu.

Oceń artykuł

Dodaj komentarz

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj