Lech Poznań wciąż zostawia po sobie dobre wrażenie na arenie międzynarodowej. Póki co jednak w rozgrywkach grupowych Ligi Europy punktów to nie daje. Wczorajszy mecz w Glasgow zakończył się wynikiem 1:0 dla gospodarzy. Po 2. kolejkach rozgrywek Lech ma na swoim koncie 0 punktów, bilans bramkowy 2-5.
Brakowało armat
To był zupełnie inny mecz niż starcie z Benficą Lizbona, bo i rywal był zupełnie inny. O ile Portugalczycy chętnie stawiali na grę piłką, techniczne rozegrania i ciągłą chęć atakowania, o tyle Rangers w aż tak otwartą grę nie poszli. I przede wszystkim na mniej pozwalali też Lechowi. Poznaniacy próbowali złamać obronę rywala ale przychodziło to dość trudno.
Pierwsza połowa z pewnością nie rzuciła kibiców na kolana. Rangers od razu przycisnęli ale ciągle brakowało im kropki nad i. Jeśli już dochodzili do klarownych sytuacji, to Ianis Hagi lub Kemar Roofe nie potrafili skutecznie strzelać na bramkę Filipa Bednarka. Ostatecznie 1. połowa gry to zaledwie jeden celny strzał. W takiej sytuacji trudno mówić o fajerwerkach.
W grze Lecha mógł podobać się pressing wywierany na rywalach, co kilkukrotnie doprowadziło do bardzo prostych strat graczy Rangers. Ostatecznie na niewiele się to zdało, bo o ile Kolejorz rzeczywiście kilkukrotnie ładnie przenosił grę na połowę rywali, o tyle pod samą bramką zagrożenia wielkiego nie stwarzał.
Po przerwie podobny manewr zastosowali piłkarze Stevena Gerrarda, którzy zorientowali się jak Lech rozpoczyna wznowienia od bramki. Krótkie piłki i rozegranie od obrony były szansą by już w tym sektorze boiska odebrać futbolówkę podopiecznym Dariusza Żurawia. Lech na początku drugiej połowy chciał zaatakować mocniej. Blisko uradowania fanów Lecha był Tymoteusz Puchacz, nieźle do piłki po stałym fragmencie Thomas Rogne – wszystko jednak lądowało obok bramki strzeżonej przez Allana McGregora. Lech Poznań w całym meczu nie oddał ani jednego celnego strzału. Mimo kilku dogodnych sytuacji zawsze brakowało centymetrów by dopaść piłkę w polu karnym po zagraniu kolegi, bo by piłka po strzale z dalszej odległości leciała w światło bramki.
Rangers w końcu przycisnęli i przez kilkanaście minut zamknęli Lecha niemal we własnym polu karnym. Ataki w końcu się opłaciły, tak jak i zmysł trenerski Stevena Gerrarda. Legendarny gracz FC Liverpoolu desygnował do gry w 62. minucie Alfredo Morelosa. Ten, zaledwie po sześciu minutach na boisku, skutecznie wykończył wrzutkę z lewej strony boiska i strzałem głową pokonał Bednarka.
Lech w swoim stylu nie składał broni. Trener Żuraw w końcówce nie myślał o tym by nie przegrać wyżej, ale chciał zagrać o punkty. Na boisku pojawili się Muhamad Awad i Nika Kaczarawa. Cały był na placu gry był również Mikael Ishak. Jednak nawet z ofensywnym tercetem na boisku Kolejorz nie dał rady oddać celnego strzału. Wstydu nie było, ale tego meczu po prostu nie dało się wygrać.
Dobry Puchacz, trudno bez Tiby
Dużo ciepłych słów po meczu popłynęło pod adresem Tymoteusza Puchacza. Młody Lechita grał dobrze, był aktywny, bez kompleksów starał się walczyć z wyżej notowanym rywalem. „Był sprytny i trudny do zatrzymania” – tak grę Puchacza podsumował szkocki Daily Record. I w istocie jego rajdy i wybory mogły napsuć trochę krwi defensywie Rangers.
Lech w meczu z Benficą Lizbona miał problem ze środkowymi obrońcami, tym razem z gry wypadł mózg zespołu – Pedro Tiba. Można się zastanawiać czy z nim na boisku Poznaniacy nie spisaliby się lepiej. Filip Marchwiński nie zagrał złego meczu, tym bardziej biorąc pod uwagę klasę rywala, ale jednak to wciąż młody i niedoświadczony gracz. Tiba w tym sezonie udowodnił nie raz, że potrafi dyrygować grą Kolejorza. Dlatego szkoda, że zabrakło go na Ibrox.
Zero punktów, zero kompleksów
Co dalej czeka Lecha Poznań? Póki co w dwóch meczach zaprezentował się naprawdę nieźle, grając bez kompleksów i walcząc. Warto też zwrócić uwagę, że w obu pojedynkach trener Żuraw miał problemy kadrowe. O klasie Benfici i Rangers nie trzeba nawet kolejny raz przypominać. To pokazuje, że w tym zespole drzemie spory potencjał.
W grupie Lechici nie grali jeszcze ze Standardem Liege. Belgowie również przegrali oba swoje mecze, ale w odróżnieniu od Lecha nie zdołali strzelić ani jednego gola. W przyszłym tygodniu będzie zatem szansa by zgarnąć punkty z rywalem, który z pewnością nie jest aż tak mocny jak ci dotychczasowi.